Piksele w Polu: Jak Zamiłowanie do Starych Automatów do Gier Zmieniło Mój Rodzinny Sad w Dochody na Międzynarodową Skalę (i dlaczego rolnicy powinni uważać na japońskie joysticki) - 1 2025
BIZNES I FINANSE

Piksele w Polu: Jak Zamiłowanie do Starych Automatów do Gier Zmieniło Mój Rodzinny Sad w Dochody na Międzynarodową Skalę (i dlaczego rolnicy powinni uważać na japońskie joysticki)

Gorzki Smak Suszy i Słodki Zapach Pikseli

Pamiętam ten rok jak dziś. 2015. Susza w Grójeckiem, taka, że aż ziemia pękała pod nogami. Jabłonie, duma mojego ojca i dziadka, usychały na pniu. Patrzyłem na te zmarnowane owoce, na hektolitry wyrzuconego soku, i czułem, że to koniec. Koniec rodzinnej tradycji, koniec naszej historii. Myślałem, co będzie dalej? Jak wyżywić rodzinę, spłacić kredyty… Panika. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ratunek przyjdzie z najmniej spodziewanej strony – z zakurzonych kątów mojego dzieciństwa, z pikseli, które pulsowały magią lat 80.

Strych Pełen Skarbów i Pac-Mana

Potrzebowałem odskoczni, czegoś, co odciągnie myśli od bankructwa. Wlazłem na strych, graciarnię, gdzie walało się wszystko, od starych mebli po zapomniane zabawki. I wtedy go zobaczyłem. Stał tam, w kącie, obrośnięty pajęczynami, z wyblakłymi kolorami. Pac-Man. Automat do gier, który ojciec kupił mi, gdy miałem 10 lat. Pamiętam, jak wciągałem w niego monety, zapominając o bożym świecie. To była moja brama do innego wymiaru. Pomyślałem: Spróbuję go naprawić. Ot tak, dla zabicia czasu. Nie miałem pojęcia, że to zabicie czasu uratuje mi tyłek.

Okazało się, że naprawa to nie taka prosta sprawa. Monitor CRT migotał jak oszalały, joystick ruszał się jakby miał reumatyzm, a płyta główna chyba w ogóle przestała funkcjonować. Zacząłem szperać w internecie, szukać części, schematów… Wpadłem w króliczą norę. Odkryłem, że świat retro gamingu to prawdziwa studnia bez dna. Okazało się, że takich maniaków jak ja są tysiące. A co więcej, są gotowi płacić grubą kasę za autentyczne, odrestaurowane automaty. Wtedy zapaliła mi się lampka. A może…?

Od Stodoły do Warsztatu: Narodziny Pixel Orchard

Zacząłem dłubać po godzinach, po pracy w sadzie. Najpierw Pac-Man, potem Donkey Kong, potem Space Invaders. Każdy automat to była nowa lekcja, nowe wyzwanie. Najtrudniej było z częściami. W Polsce zdobycie oryginalnych joysticków Sanwa, albo monitorów CRT w dobrym stanie, graniczyło z cudem. Zacząłem szukać za granicą. I tu zaczęły się schody. Zamawianie części z Japonii to była przygoda porównywalna z wyprawą Kolumba. Celnicy patrzyli na te dziwne kontrolery jak na artefakty obcej cywilizacji. A ja tłumaczyłem, że to elementy sterujące do urządzeń rozrywkowych. Powodzenia.

Z czasem zyskałem wprawę. Znałem już na pamięć schematy zasilania, potrafiłem naprawić uszkodzone monitory CRT (chociaż to zawsze był stres, bo o mało co nie przypłaciłem tego wzrokiem kilka razy!), wiedziałem, gdzie szukać zamienników. Stodoła zamieniła się w warsztat. Z pomocą przyszedł Janek, sąsiad, złota rączka. Razem odgruzowywaliśmy te metalowo-drewniane potwory, przywracając im dawny blask. Nazwałem to Pixel Orchard. Trochę głupie, wiem, ale pasowało do mojego schizofrenicznego życia – rano jabłka, wieczorem piksele.

Pierwszy Klient z USA i Globalne Ambicje

Pierwszy automat sprzedałem przez internet. Pac-Man poszedł do kolekcjonera z USA. Szok. Niedowierzanie. Radość pomieszana z lekkim strachem – czy to w ogóle dojdzie w całości? Czy się nie zepsuje po drodze? Na szczęście wszystko poszło gładko. Amerykanin był zachwycony. Zaczął mnie polecać innym. Zamówienia zaczęły spływać. Okazało się, że rynek retro gamingu to nie tylko nisza dla pasjonatów, ale też całkiem dochodowy biznes.

Zacząłem myśleć poważniej. Założyłem firmę, zatrudniłem kilku ludzi, wynająłem większy warsztat. Skupiliśmy się na rzadkich, japońskich automatach. Street Fighter II, Galaga, te wszystkie perły z lat 80 i 90. To był strzał w dziesiątkę. Japońskie automaty mają to coś. Są solidne, precyzyjne, mają unikalny styl. A do tego są rzadkie, więc kolekcjonerzy są gotowi zapłacić za nie krocie. Muszę przyznać, że japońskie joysticki Sanwa to naprawdę majstersztyk inżynierii. Rolnicy, uważajcie na te joysticki! Potrafią wciągnąć na dobre, a potem tylko eksport i faktury w dolarach…

Pamiętam targi w Berlinie. Pojechaliśmy tam z naszymi automatami. Miała być klapa, bo konkurencja ogromna. A okazało się, że nasz stoisko było oblegane. Ludzie ustawiali się w kolejce, żeby pograć. Jeden automat, Street Fighter II, zepsuł się w trakcie targów. Awaria monitora. Myślałem, że to koniec. Ale na szczęście Janek, mój niezastąpiony sąsiad, w ekspresowym tempie zdiagnozował problem i naprawił go na miejscu. Publiczność oszalała. To była najlepsza reklama, jaką mogliśmy sobie wymarzyć.

Ewolucja Rynku Retro Gamingu: Od Nostalgii do Spekulacji

Rynek retro gamingu zmienił się nie do poznania. Kiedyś to była nisza dla pasjonatów, dzisiaj to pole dla spekulantów. Ceny starych automatów poszybowały w górę. Za odrestaurowanego Pac-Mana, który w 1980 roku kosztował 25 centów za grę, teraz trzeba zapłacić 5000 dolarów. To szaleństwo. Z drugiej strony, pojawiają się nowe technologie, które ułatwiają renowację. Druk 3D pozwala na odtworzenie brakujących części, a oprogramowanie emulacyjne, takie jak MAME, pozwala na uruchomienie wielu gier na jednym automacie.

Niestety, rośnie też konkurencja z Chin. Tanie kopie automatów zalewają rynek. Są słabej jakości, ale kuszą niską ceną. Trzeba z nimi walczyć jakością, autentycznością i pasją. Myślę, że w naszym przypadku, historia rodzinnego sadu dodaje nam wiarygodności. To nie tylko biznes, to też część naszej tożsamości.

Biurokracja, Druk 3D i Pan Andrzej z Warszawy

Pandemia paradoksalnie zwiększyła popyt na gry retro. Ludzie zamknięci w domach szukali ucieczki od rzeczywistości. Nostalgia za latami 80 i 90 stała się silniejsza niż kiedykolwiek. Ale też pojawiły się nowe problemy. Zmiany w przepisach dotyczących importu utrudniły nam sprowadzanie części z zagranicy. Biurokracja potrafi zabić każdy, nawet najbardziej pasjonujący biznes. Na szczęście znaleźliśmy sposób na obejście tych przeszkód. Wykorzystujemy druk 3D do produkcji niektórych części zamiennych. To nie to samo, co oryginał, ale jest to lepsze niż nic.

Warto wspomnieć o Panu Andrzeju z Warszawy. Legendarny renowator automatów. To on nauczył mnie podstaw tego fachu. To on pokazał mi, jak odróżnić oryginalną płytę główną od podróbki, jak naprawić uszkodzony mechanizm wrzutowy, jak przywrócić blask wyblakłej obudowie. Pan Andrzej jest moim mentorem, moim guru. Bez niego nigdy bym nie osiągnął tego, co mam.

Lekcja z Suszy: Dywersyfikacja i Pasja to Klucz

Co mi dała ta cała historia? Nauczyłem się, że w życiu trzeba być elastycznym. Że nie można opierać się tylko na jednym źródle dochodu. Że dywersyfikacja to klucz do przetrwania w trudnych czasach. I że pasja to najpotężniejszy motor napędowy biznesu. Bez zamiłowania do retro gamingu nigdy bym nie wpadł na pomysł renowacji automatów. Bez determinacji i ciężkiej pracy nigdy bym nie przekształcił tego pomysłu w prosperujące przedsiębiorstwo.

Czy rolnik może stać się graczem? Okazuje się, że tak. Czy retro gaming to przyszłość biznesu? Nie wiem. Ale wiem, że warto podążać za swoimi pasjami. Nawet jeśli wydają się one absurdalne i oderwane od rzeczywistości. Bo to właśnie w takich szalonych pomysłach kryje się największy potencjał.

I tak, czasem, gdy patrzę na te odrestaurowane automaty, w których odbija się światło warsztatu, a w tle czuć zapach jabłek, myślę sobie, że może jednak coś w tym jest. Może to nie tylko piksele, ale też kawałek naszej historii, zaklęty w metalu i drewnie. Historia, którą warto ocalić od zapomnienia.

Model Automatu Rok Produkcji Przykładowa Cena Odrestaurowanego
Pac-Man 1980 4500 – 6000 PLN
Donkey Kong 1981 6000 – 8000 PLN
Street Fighter II 1991 7000 – 10000 PLN

Co Dalej? Piksele i Jabłka w Symbiozie

Co dalej? Nie zamierzam rezygnować z sadu. To jest moje korzenie, moja tożsamość. Ale Pixel Orchard to już coś więcej niż tylko hobby. To mój drugi biznes, moja pasja, moje okno na świat. Chciałbym połączyć te dwa światy. Zorganizować w sadzie festiwal retro gamingu. Postawić automaty pod jabłoniami. Zrobić turniej Pac-Mana z nagrodami w jabłkach. Połączyć piksele i jabłka w symbiozie. Bo przecież w życiu chodzi o to, żeby robić to, co się kocha. I żeby przy tym dobrze się bawić.

Zastanawiam się, jakie będą następne wyzwania. Może zacznę projektować własne automaty? Może stworzę grę, która połączy świat sadownictwa ze światem retro gamingu? Może to brzmi jak szaleństwo, ale kto wie? W końcu, jak to mówią, tylko szaleni ludzie zmieniają świat. A ja, szalony sadownik i gracz, mam jeszcze wiele do zrobienia.